Pisałam już, że ostatnio miałam dużo sesji zdjęciowych? To w styczniu była jeszcze jedna. Czyli trzecia w ciągu roku. I jestem z niej bardzo zadowolona.
Ginger i Tosia
Jakiś czas temu napisała do mnie Tosia, nie pamiętam czy to było dwa lata temu czy wcześniej. Rozmawiało nam się bardzo dobrze przez Internet. Okazało się, że jest z Trójmiasta i że również ma partnerkę, która akceptuje crossdressing. Udało nam się umówić na spotkanie na żywo, we czwórkę, żeby porozmawiać i wymienić się doświadczeniami w tym temacie. Nie odważyłyśmy się wtedy jeszcze na to, żeby być en femme, więc wybraliśmy się do pubu jako dwie, normalne pary. I spędziliśmy bardzo przyjemny wieczór rozmawiając, pijąc piwo. I właśnie wtedy Ginger po raz pierwszy zaproponowała mi sesję zdjęciową. Byłam oczywiście na tak. Problem w tym, że nie mogliśmy się ponownie zgadać.
I tak minął chyba prawie rok, w międzyczasie dużo rozmawiałyśmy na Instagramie, pomagałam im troszkę z blogiem od strony technicznej (poDrugiejStronieSzafy.pl, polecam!). W końcu udało nam się umówić na sesję, to znaczy, że wpadniemy do nich z wizytą wieczorem.
Nie wiedziałam, czego oczekiwać, co wziąć ze sobą. Tosia powiedziała, że mogę zabrać kilka dodatkowych rzeczy, na przykład buty na obcasie, balerinki, długie rękawiczki, rajstopy w innym kolorze. Byłam podekscytowana. Ubrałam nową, szarą sukienkę, zrobiłam makijaż, uczesałam włosy, żona również się upiększyła i ruszyłyśmy w drogę. Pamiętam, że tego dnia strasznie dużo śniegu napadało, na szczęście byłyśmy w stanie dojechać na miejsce bez problemów. Słabo by było odkopywać samochód w kozakach na obcasie.
Na miejscu przywitały nas dwie, przesympatyczne osoby, Ginger i Tosia. Przygotowania do sesji zaczęły się krótko po tym, jak zdjęłyśmy płaszcze. Były już przygotowane stylizacje, widziałam, jak Ginger jest w swoim żywiole. Lekka modyfikacja mojego wyglądu, to znaczy, założyłam inne buty, sukienkę i stanęłam na białym tle przed obiektywem. Tosia wprowadzała w nastrój, mówiła kim mam być i obsługiwała światło, a Ginger pstrykała fotki. Obie cały czas podpowiadały jak mam się ustawić, jaką minę zrobić. A za nimi siedziała moja żona, która przyglądała się temu wszystkiemu z uśmiechem na twarzy.
Bardzo mi się podobała ta sesja. Mogłam przymierzyć wiele sukienek, zobaczyć jak wyglądam z chustą na głowie, z okularami oraz innymi dodatkami. Nad wszystkim panowała Ginger, miała w głowie jedną stylizację za drugą. O niczym nie musiałam myśleć w zasadzie. Było cudownie.
Po sesji gospodynie poczęstowały nas jedzeniem oraz piciem i spędziłyśmy kolejny, miły wieczór rozmawiając, wymieniając się doświadczeniami. I nie mogłam się doczekać efektów. Gdy w końcu otrzymałam zdjęcia, byłam bardzo zadowolona. Na jednym jestem nawet ruda!
Bardzo dziękuję Wam, Ginger i Tosiu, za to wspaniałe doświadczenie. Mam nadzieję, że będzie jeszcze okazja się spotkać w najbliższym czasie ;)