Marzenia się spełniają. Czasami przychodzą same, ale częściej trzeba się o nie postarać. Nie warto jednak czekać, bo może minąć całe życie, zanim coś miłego się trafi. Należy działać, tak jak ja to zrobiłam w zeszłym roku.

Pierwsza sesja

Posiadanie konta na Instagramie może mieć wiele korzyści. W moim przypadku był to nieoczekiwany kontakt od fotografa. Wiosną zeszłego roku napisał do mnie student z Krakowa z propozycją zrobienia mi sesji zdjęciowej. Początkowo byłam sceptyczna, bo nikt wcześniej nie kontaktował się ze mną w tej sprawie, a moje fotki na Insta nie były wyjątkowe. Po krótkiej rozmowie okazała się, że ów student z drugiego końca Polski robi pracę dyplomową na temat crossdresserów i chętnie przyjedzie nawet do Trójmiasta. A ja, marząc o sesji zdjęciowej, zgodziłam się. Później okazało się, że zostałam polecona przez moją koleżankę, którą również poznałam. w Internecie. Opłaca się rozbudowywać swoją sieć kontaktów.

Przyjazd

Umówiliśmy się na sobotę. Przyjedzie pociągiem do Gdańska, odbierzemy go z dworca i razem pojedziemy do naszego mieszkania, gdzie będzie się wszystko działo. Oczywiście, że się denerwowałam, w końcu miałam się spotkać z obcym człowiekiem. Na szczęście u mojego boku była moja cudowna żona, która dodawała mi otuchy. Wiedziała, jak ważne to dla mnie jest. Gdy wsiadł do naszego samochodu, okazało się, że nie mamy za dużo czasu, bo kilka godzin później jedzie fotografować na koncercie, więc chciałby się trochę przygotować. Nie miałam więc dużo czasu na malowanie i przygotowania. Zapytacie się pewnie, dlaczego nie pojechałam od razu en femme? Ponieważ ów student chciał pokazać również proces, jak przemieniam się w piękniejszą wersję, jak wybieram ubrania. Oczywiście spytał wcześniej, czy nie mam nic przeciwko. Nie wszyscy są z tym oswojeni, co jest całkowicie normalne. Ja mu nie odmówiłam, nie wstydzę się siebie, a dobrze by było pokazać szerszej publiczności, że jestem całkiem normalna, mam swoje mieszkanie, żonę, życie. Między innymi w taki sposób możemy przyzwyczaić ludzi do crossdressingu.

Początek

Fotograf był bardzo sympatyczny, otwarty na wszystko. Pytał się, czy mamy jakikolwiek pomysł na sesję. Niestety, nic mi do głowy nie przychodziło, w końcu to była moja pierwsza sesja. Zaczęliśmy od zdjęć, gdy wybieram ubrania. Trema była na początku, ale w sumie szybko minęła. Żona stała obok, aparaty mnie nie przytłaczały. Owszem, brak doświadczenia w pozowaniu był widoczny, ale w końcu chodziło o to, żeby pokazać naszą codzienność, a nie pozowane zdjęcia. Potem ubrałam się w kobiece ubrania i przyszedł czas na robienie makijażu. Tutaj również „strzelono” mi kilka fotek. Dzięki temu widać, jak różni się mój makijaż od tego, który robią kobiety. Ja muszę ukryć kilka mankamentów, takich jak na przykład cień zarostu czy jabłko Adama. Następnie dopełniłam wygląd biżuterią, a żona zrobiła mi włosy. Były już trochę dłuższe, więc można było z nimi więcej robić. A w tle słychać było dźwięki migawki i moja druga połówka też się załapała na sesję. Wydaje mi się, że zdjęcie, na którym partnerka układa mi włosy, ma w sobie dużą moc, pokazuje, że mnie akceptuje i wspiera w tym. I jesteśmy obie szczęśliwe.

Sesja

Samą sesję wspominam jako ciekawe przeżycie. Byłam w centrum uwagi, fotograf cały czas robił mi zdjęcia, podpowiadał trochę jak mam się ustawić. Zabawa światłem, lampy, trzeba je było odpowiednio ustawić. Gdy miałam się uśmiechnąć, wystarczyło, że spojrzałam na swoją żonę i od razu szczęście pojawiało się na mojej twarzy. Ona również załapała się na kilka pozowanych fotek. Widać było duży kontrast między nami, bo ja miałam pełny makijaż, a ona była w pełni naturalna. Niestety nie było czasu i miejsca na robienie dwóch makeupów. Ale ważne, że byłyśmy razem szczęśliwe i naszą miłość została uchwycona na zdjęciach.

Podsumowanie

Samą sesję, jako doświadczenie, wspominam bardzo dobrze. Dużo się nauczyłam, wiem, na co muszę zwracać uwagę przy makijażu, czy przy pozowaniu. Sam fotograf też był bardzo fajny, dobrze się z nim rozmawiało, atmosfera była przyjazna. Niestety, efekty sesji trochę mnie rozczarowały. Nie widzę na nich tej osoby, którą chciałam widzieć. Teraz wiem, że to tak nie działa. Nie wystarczy lepszy aparat i światło, żebym stała się nagle kobietą z moich marzeń. Na pewno makijaż do sesji zdjęciowych musi być inny, mocniejszy. No i dobrze by było mieć więcej doświadczenia w pozowaniu. Cieszę się bardzo, że zdecydowałam się na ten krok, bo jak pokazują kolejne wydarzenia, to był tylko wstęp do mojej kariery, jako modelki…