Wydawać by się mogło, że przebywając środowisku crossdresserów (czy może raczej osób genderfluid i transpłciowych), to będę natrafiać na bardzo podobne do siebie osoby, ze względu na charakter czy styl ubierania się. Nic bardziej mylnego, każdy jest inny, czasami bardzo się różnimy, a jedyne co nas łączy, to chęć ekspresji naszego kobiecego pierwiastka.
Początki
Nie sądziłam, że tak dobrze zaaklimatyzuję się w tym środowisku, że będę miała tyle okazji do spotkań czy imprez, a jednak stało się. Wszystko dzięki temu, że trzy lata temu odważyłam się wraz z żoną pojechać na Wiosenne Plenerowe Trans Party. Poznałyśmy wtedy fantastyczne osoby, z którymi mogłyśmy swobodnie rozmawiać na różne tematy i czuć się w pełni sobą. To otworzyło mi możliwości do regularnych spotkań w tym gronie.
Owszem, bardzo często się denerwowałam przed przybyciem na spotkanie czy imprezę. Bóle brzucha i ogromny stres, to normalna odpowiedź mojego organizmu na coś nowego, nieznanego. Jednak z każdym kolejnym razem było coraz lepiej, a każda impreza była zawsze miło przeze mnie i moją żonę wspominana. Dlaczego? Ponieważ, jest to grono osób bardzo otwarte, przyjazne, nikt nikogo nie udaje, każdy jest sobą. Często w życiu codziennym ukrywamy swoją prawdziwą naturę, to, jak chcemy wyglądać, a tutaj możemy włożyć sukienkę, umalować się, założyć buty na obcasie i cieszyć się swobodą, jakiej nie doświadczymy nigdzie indziej.
Moja żona czuje się w takim towarzystwie bardzo dobrze, wręcz woli to grono, od znajomych z pracy. Mam wrażenie, że na takich normalnych imprezach, czy spotkaniach, każdy w jakimś stopniu kogoś udaje, gra pewną rolę społeczną przypisaną dla danej osoby. Staramy się być kimś kim nie jesteśmy tylko po to, żeby ludzie nas zaakceptowali i lubili. Jednak w dłuższej perspektywie jest to męczące, czy nie lepiej być po prostu sobą?
Różnorodność
Jakie dokładnie są osoby na naszych imprezach i spotkaniach? Bardzo różne. Są takie, które wykonują bardzo męskie zawody, są oczywiście osoby związane z IT (chociaż nie tak dużo, jak by się mogło wydawać), ale też z praktycznie każdej dziedziny życia. Jeżeli chodzi o profesję, to nie ma żadnych reguł. Często się słyszy stereotyp, że facet w sukience to gej. Nic bardziej mylnego. Większość osób, które ja znam, nie są gejami. Wiele posiada żony, partnerki. Czasami się zdarza, że druga połowa nie wie, o tym specyficznym hobby, ale wiele jest akceptujących, wspierających. Część posiada dzieci, niektóre wiedzą, niektóre nie. Jest bardzo dużo różnych podejść do tej kwestii i nie ma uniwersalnej zasady, każdy radzi sobie z tym w inny sposób.
Również zainteresowania są bardzo różnorodne. W zasadzie jedynym uniwersalnym tematem jest moda i makijaż (oraz tematy pokrewne). A tak, to każdy lubi robić coś innego w wolnym czasie. Jedni lubią przebywać z dziećmi, drudzy chodzić na imprezy, inni są „nerdami”. Nie ma jednej reguły, nie ma utartego schematu, jaka powinna być osoba genderfluid/crossdresser/ niebinarna. Tak jak w świecie zewnętrznym, tak i tutaj, w naszym wewnętrznym światku jest ogromny przekrój zainteresowań oraz pasji.
Style
Co często zauważam to, że każda osoba ma swój indywidualny styl, jeżeli chodzi o ubrania, buty czy makijaż. Tak jak na ulicy jesteśmy w stanie spotkać kobiety bardzo różniące się stylem, tak i tutaj nikt w zasadzie nie ubiera się podobnie (chyba że my z żoną specjalnie się tak ubierzemy). Są osoby, które lubią miniówki i buty na obcasie, są osoby, które założą spodnie do klubu, czy będą starały się wtopić w tłum, ale są też osoby, które lubią na siebie zwracać uwagę. Niektóre lubią kolor różowy, inni bardziej czarny, a jeszcze inni będą używać wszystkich kolorów. Każda od czegoś zaczyna, szuka swojego stylu, próbuje wielu ubrań, peruk czy makijażu. Niektóre będą pasować od razu, niektóre mniej. Jednak po pewnym czasie, po kilku spotkaniach, widzę, jak dany styl się tworzy i często jest on bardzo naturalny dla tej osoby. Tak jak w „normalnym” świecie.
Kluby
Co jeszcze bardzo lubię w takich spotkaniach, to to, że nie siedzimy tylko w domu czy mieszkaniu, nie ukrywamy się przed wszystkimi. Często są wyjścia do klubów, oczywiście najlepiej tych LGBTQ friendly. Mając porównanie, do tych „normalnych” klubów, to dużo bardziej wolę te pierwsze. Bo tutaj nikt nikogo nie udaje, tutaj nikt się nie zastanawia, czy może pocałować lub przytulić osobę, którą kocha, ale jest tej samej płci. Tutaj każdy może wyglądać jak chce, nikt na nikogo krzywo nie spojrzy. Bardzo dobrze się czuję w takich miejscach, mimo że mój introwertyzm często mówi, żeby tam nie iść. Jednak ja idę i dobrze się bawię, będąc sobą w stu procentach i mogę potańczyć z żoną mając na sobie sukienkę, mogę ją pocałować i nikt nie zrobi nam krzywdy. Chciałabym, żeby tak było w każdym miejscu.
Podsumowanie
Bardzo cieszę się, że udało mi się spotkać tyle fantastycznych osób, przy których mogę być sobą. Dzięki nim moje życie jest pełne kolorów, dobrej zabawy, ciekawych rozmów. Nie jest dużo takich dni w roku, ale mimo wszystko są i sprawiają, że jestem po prostu szczęśliwsza.