Jak wyglądało moje drugie wyjście? Spróbuję opisać, to wspaniałe uczucie, gdy mogę wyjść na zewnątrz en femme ze swoją drugą połówką. Życzę każdemu takiego przeżycia, jest niezapomniane i pewnie często będę wracać do tego wieczora.

Dokładnie nie pamiętam, czy to ja wystąpiłam z propozycją wspólnego wyjścia, czy jednak M. to zrobiła. Skłaniałabym się raczej do tej drugiej wersji. Zaskoczyło mnie to trochę, nie spodziewałam się, że to nastąpi tak szybko po moim pierwszym wyjściu. Byłam podekscytowana tamtego dnia. W końcu spełniałam swoje marzenia, wspólny spacer był jednym z nim.

Gdy pierwszy raz wspomniałam o chęci pospacerowania po osiedlu jako Sonia, moja druga połówka była sceptyczna. Nie chodziło o to, że się mnie wstydziła, że nie chciała mnie pokazywać na zewnątrz. Bała się reakcji innych osób. Często widzimy w telewizji czy w Internecie, gdy mniejszości są wyśmiewane, gdy lepiej nie wyróżniać się z tłumu. M. bała się, że ktoś na ulicy rozpozna we mnie mężczyznę i zaatakuje. Czy to słownie, wyśmieje, nakrzyczy, czy w najgorszym wypadku dojdzie do rękoczynów. Doskonale rozumiałam jej obawy i wiem, że na różnych ludzi można trafić. Jednak nie miałam nigdy zamiaru zapuszczać się w podejrzane miejsca, chodzić po zmroku po nieoświetlonych częściach miasta. Uważam, że najlepiej wyjść do ludzi, może niekoniecznie zatłoczone ulice, ale takie, na których co kilka minut kogoś spotykamy. I jeżeli odpowiednio się przygotujemy do spaceru, mam na myśli nasz „image”, wtedy nie powinno się nam nic złego stać.

Ubiór

Mój strój niewiele się różnił od poprzedniego, również założyłam czarne kozaki na obcasie (wspominałam już, jak uwielbiam odgłos stukających butów na chodniku?), ten sam płaszcz, czapkę i szalik. Spódnicę zmieniłam na rozkloszowaną, skórzaną, oczywiście należącą do mojej lubej. Ubrałam również gorset, jeden z ostatnich zakupów. Dzięki niemu moja sylwetka była bardziej wyprostowana i mam nadzieję, że talia była węższa. Ciekawe czy nie wyglądałam, za sztywno. Makijaż zrobiłam raczej stonowany, bez szaleństw. Gdy byłyśmy gotowe, wyszłyśmy na osiedle. Dziwne to jest uczucie, gdy nie mogę trzymać swojej narzeczonej za rękę (aż tak nie chciałyśmy szokować ludzi).

Spacer

No i oczywiście nie mogłyśmy za dużo rozmawiać, zwłaszcza gdy ktoś szedł w pobliżu. Lekko niezręcznie było. Jednak szłyśmy i czerpałam przyjemność z każdej chwili. W pewnym momencie M. wzięła mnie pod ramię, tak jak to robią „psiapsiółki”. Chciałyśmy być bliżej siebie.

Spacer nie był długi, doszłyśmy do drugiego osiedla. Coraz więcej ludzi nas mijało, nasza pewność siebie powoli mijała. Przynajmniej tak mi się wydawało. Napięcie, strach przed tym, że ktoś mnie rozpozna, narastał w zasadzie z każdym krokiem. Nie jest to dla mnie jeszcze normalna sytuacja, mój organizm zaczął powoli dawać sygnały, że już starczy, pora wracać do domu. Do takiego samego wniosku doszła M. i wracałyśmy tą samą drogą. Za każdym razem, gdy kogoś mijałyśmy, patrzyłam w dół, udawałam nieśmiałą dziewczynę. Nie wiem, na ile to wyszło. Jestem ciekawa, co myśleli ludzie nas mijający, czy w ogóle mnie oceniali, czy jednak mijali, nie zwracając żadnej uwagi. Ach, szkoda, że nie czytam ludziom w myślach, wtedy wszystko byłoby łatwiejsze. Gdy zbliżałyśmy się do naszej klatki, M. spytała, czy ma mi zrobić jakieś zdjęcia. Odpowiedziałam, że czemu nie. W końcu dobrze jest mieć pamiątkę z takich chwil. Cały czas lubię wracać do tych zdjęć i wspominać tamten spacer.

Polecam

Konkluzja jest taka, że to naprawdę nic strasznego wyjść na zewnątrz. Powoli nabieram coraz więcej pewności siebie i mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości będę się czuć dużo swobodniej jako Sonia. I oczywiście zachęcam do wspólnych spacerów ze swoją drugą połówką, to nic nie boli, a na pewno zbliża i pogłębia relacje. Takie wydarzenia prawdopodobnie nigdy nie zostaną przez nas zapomniane.