Często słyszy się, żeby nigdy nie mówić nigdy. Jednakże w moim przypadku jest to rzecz, której mam zamiar się trzymać do końca życia. Dlaczego? Pewnie dlatego, że nie jestem osobą transpłciową, tylko po prostu crossdresserem (a przynajmniej tak mi się wydaje).

Mierzenie garnituru

Niedawno byłam w salonie krawieckim na mierzeniu garnituru. Niedługo odbędzie się nasz ślub, więc najwyższy czas wziąć się za poważne przygotowania. I podczas tej wizyty czułam się bardzo dobrze. Podobała mi się ta cała otoczka, eleganckie wnętrze, marynarki, dodatki, muszki, krawaty, koszule. Generalnie wszystko co jest związane z męskim krawiectwem. Sprawiło mi ogromną przyjemność, gdy wybierałam materiał, szczegóły, mierzono mnie dokładnie. Moja męska cześć była zachwycona. I nie potrafiłabym zrezygnować z tego poprzez stałą zmianę płci. Nie byłabym sobą w pełni. Lubię nosić koszule, eleganckie spodnie czy buty, czuje się dobrze w takim stylu, można powiedzieć, że mam większą pewność siebie wtedy. I chcę mieć zawsze możliwość bycia tą częścią siebie.

Rodzina

Od dłuższego czasu moim celem jest założenie rodziny. Mam narzeczoną, niedługo bierzemy ślub, planujemy mieć dzieci. Chcę być dobrym ojcem dla nich i najlepszym mężem dla mojej drugiej połówki. Wiem, że różnych ludzi spotkamy na swojej drodze, czy to w szkole, czy w sąsiedztwie. I wiem, że niektórzy mogą wykorzystać moją inność, żeby sprawić przykrość moim najbliższym. Nie lubię tego, ale niestety tak jest. Dzieci też potrafią być wredne. Dlatego też nie postanowiliśmy, kiedy powiemy swoim pociechom o Sonii. Musimy jeszcze o tym porozmawiać. No i oczywiście nie wyobrażam sobie nie być męską wersją siebie dla rodziny, dla dzieci. Wiem, że oni tego potrzebują. I chcę tu zaznaczyć, że jest to moje osobiste zdanie dotyczące mojej sytuacji. Zdaję sobie sprawę, że są osoby transpłciowe, które chcą założyć rodzinę i nie mam nic przeciwko temu. Każdy żyje swoim życiem, jest kowalem własnego losu. Ja postanowiłam, że chcę być swoją męską wersją na co dzień, a Sonia będzie się pojawiać sporadycznie (chociaż mam nadzieję, że nie za rzadko).

Otoczenie

Zmiana płci wiąże się również z wieloma niedogodnościami. Chodzi mi tu głównie o ludzi, którzy nas otaczają. Wiem, że są osoby tolerancyjne, nie mających problemów z osobami transpłciowymi. Ale niestety istnieją też konserwatyści, którzy, niewiadomo z jakich przyczyn, lubią krzywdzić innych agresją słowną, niepotrafiących zaakceptować prostej rzeczy, że ktoś chce inaczej być nazywany, postrzegany. Jest to bardzo smutne i za każdym razem, gdy o tym pomyślę, to mnie to dołuje. Świat nie jest sprawiedliwy. I nie da się go naprawić, zawsze będą jednostki złe. Ale od nas zależy, czy będziemy się ukrywać ze swoją innością i pozwolimy się zepchnąć na margines, czy jednak pokażemy innym, że my istniejemy i nic złego nie czynimy, że jesteśmy po prostu ludźmi. I jest jeszcze rodzina, zwłaszcza te starsze pokolenia, dla których może być ciężkim szokiem, że ich syn od teraz będzie ich córką, czy wnuk wnuczką. Może moi rodzice by mnie zaakceptowali, gdybym zmieniał płeć, ale dziadkowie raczej nie. Nie mówiąc już o trudnościach prawnych, lekarzach, operacjach itp. Tego by było za dużo dla mnie.

Podsumowując, jestem crossdresserem, nie osobą transpłciową na dzień dzisiejszy. Nie potrzebuję zmiany płci aby być sobą. Zawsze porównuję się do Jekylla i Hyde, moja męska i żeńska część żyją obok siebie we względnym spokoju. I owszem, zdarzają się sytuacje, gdy myślę, że fajnie by było być kobietą, ale potem dochodzę do wniosku, że wystarczy mi być Sonią sporadycznie i w pełni zaspokaja to moje potrzeby psychologiczne. I mam zamiar ten stan utrzymywać jak najdłużej.