Mocny tytuł i po części oddaje to, co czuję. Jakiś czas temu pisałam, że nie jestem osobą transpłciową, że nie chcę przechodzić tranzycji. Życie jednak postanowiło napisać inny scenariusz, mimo że bardzo starałam się odepchnąć coś, co we mnie siedziało od dłuższego czasu.
Jest takie powiedzenie w naszej tęczowej społeczności: Czym różni się crossdresser od osoby transpłciowej? Trzema latami. Dla niewtajemniczonych: prędzej czy później crossdresser, którego główną motywacją jest poczuć się kobieco przez krótki czas, dochodzi do wniosku, że jednak jest kobietą i chce przejść tranzycję. Taką drogę mniej więcej przeszłam ja, mimo że bardzo nie chciałam do tego dopuścić.
Przełomowy moment
Wydaje mi się, że jeden wyjazd zmienił u mnie wszystko. Postanowiłam być kobietą przez cały weekend, od piątku do niedzieli. Wyjechałam ze znajomymi do Krakowa i znakomicie się czułam. Pod koniec wyjazdu zdałam sobie jednak sprawę, że ja bym mogła tak żyć. Czyli móc wyrażać swoją kobiecą ekspresję na co dzień, podobać się sobie w lustrze, zakładać to, na co mam ochotę itp. Normalnie po takich wyjazdach powinnam mieć naładowane baterie, zastrzyk nowej energii, gdy mogę być sobą przez jakiś czas. Wtedy jednak coś we mnie pękło i miałam strasznego doła po powrocie. Nie chciałam wracać do męskiej tożsamości, do tej roli narzuconej mi przez społeczeństwo. Chciałam żyć jak kobieta.
Moment ten wywołał u mnie bardzo duże pogorszenie nastroju na kilka kolejnych miesięcy. Uciekałam do pracy w ogrodzie, tylko po to, żeby odepchnąć te myśli od siebie. Uciekałam od siebie, od tego, czego pragnę. Uciekałam również przed konfrontacją z żoną. Nie chciałam się przyznawać do transpłciowości, nie chciałam tego jej robić. Nie dało się jednak tego ani ukryć, ani zapomnieć. Tylko Magda wie, przez co przeszłam, jak bardzo było mi ciężko.
Nikt mi nie może zarzucić, że nie próbowałam żyć jako mężczyzna. Starałam się przyjąć tę rolę, ubierać się w taki, a nie inny sposób, zachowywać się tak, a nie inaczej. Problem w tym, że to nigdy nie byłam ja. Gdy wychodziłam na zewnątrz, to zawsze z utęsknieniem patrzyłam na damskie buty, które bardziej mi się podobają, na ubrania, które muszą zostać w szafie i na moją twarz, która dużo lepiej wygląda w pełnym makijażu. Coraz bardziej nie lubiłam zakładać męskich spodni, coraz bardziej każde wyjście w męskiej formie sprawiało mi wewnętrzny ból. Te kilka miesięcy było moim najgorszym okresem w życiu.
Zaakceptowanie siebie
Mam niesamowite szczęście, że u mojego boku jest taka wspaniała osoba. Moja żona była i jest moim największym wsparciem i akceptuje mnie taką, jaką jestem. Powtarzała, że będzie mnie kochać, nieważne, jaką decyzję podejmę. Biłam się z myślami, nie chciałam podejmować tej decyzji. Jednak brak decyzji to też jest w pewnym sensie decyzja.
Zaczęłam chodzić na terapię i powoli otworzyłam się na siebie. W momencie, gdy zaakceptowałam siebie, jako osobę transpłciową, moje życie stało się szczęśliwsze. Mam cudowną żonę, która będzie ze mną, mam wspierających rodziców, mam akceptującą siostrę. Czego chcieć więcej? Mojej sytuacji na pewno zazdrości wiele osób i bardzo doceniam to, co mam. Jednak nie znaczy to, że jest mi łatwo. Cały czas mam pewne wątpliwości, które próbuję rozwiązać na terapii. Cały czas jest strach przed tym „co ludzie powiedzą”. Cały czas jest strach przed hejtem i transfobią. Jednak idę tą ścieżką, z moimi bliskimi. Wiem, że nie będzie mi łatwo, wiem, że mojej żonie też będzie trudniej. Mam już dość oszukiwania samej siebie.
Trudności
Na dzień dzisiejszy trudności, jakie nas czekają, to na przykład rozwód. Nie możemy być w Polsce małżeństwem dwóch kobiet. Następnie będę musiała pozwać swoich rodziców, żeby zmienić płeć w dokumentach. Wydaję dużo pieniędzy na depilację laserową, wizyty lekarskie, lekcje głosu. Nie jest łatwo. Ale wierzę, że dam radę. Pokażę innym, że się da. I będę odporna na hejt. Na hejt, który pochodzi głównie od osób, które same mają smutne życie, które nie mogą być sobą. Bo przecież szczęśliwy człowiek nie ma czasu na obrażanie ludzi w internecie, prawda?
Crossdressing a transpłciowość
Czy każdy crossdresser jest osobą transpłciową? To jest trudne pytanie. Wydaje mi się jednak, że są osoby, które mogą identyfikować się jako crossdresserzy, czyli że wystarczy im przybranie kobiecej roli raz na jakiś czas. Znam przynajmniej jedną taką osobę. Dużo crossdresserów jest jednak osobami transpłciowymi, które przy odpowiednich warunkach (akceptacja bliskich), byłyby w stanie przejść proces tranzycji. Jednak przy możliwości utraty rodziny, dzieci czy pracy, poświęcają swoją tożsamość dla innych. Znam kilka takich osób i wiem, jak trudno im jest tak żyć. Gdy muszą wybierać między swoim szczęściem a żoną czy dziećmi.
Co dalej z blogiem?
Mój blog nazywa się MyCrossdressing. Jednak teraz jestem osobą transpłciową i zastanawiam się co dalej robić. Na pewno nie będę usuwać strony, bo wiem, że moje wpisy są przydatne dla wielu osób. Będę starała się wrzucać cały czas posty, poradniki, moje przemyślenia. Jednak będą to teraz wpisy z trochę innej perspektywy. Zastanawiam się również, czy nie założyć nowego bloga i opisywać tam mojej drogi tranzycji. Zobaczymy.
Dlaczego wydaje mi się, że zawiodłam siebie i społeczność? Ponieważ myślałam, że droga od crossdressingu po transpłciowość mnie nie będzie dotyczyć. Chciałam pokazać w internecie, że można być szczęśliwym crossdresserem bez wchodzenia na ścieżkę tranzycji. Chciałam pokazać partnerkom, że crossdressing nie zawsze się kończy korektą płci. Chciałam pokazać, że można być szczęśliwą osobą, odgrywając rolę społeczną przypisaną nam z góry, że wystarczy tylko trochę poeksperymentować z ubraniami i lekkim makijażem. Myliłam się. Mocno się myliłam.
Mam nadzieję, że mój blog będzie cały czas chętnie odwiedzany i będę w stanie pomóc niektórym osobom. I że tym wpisem nie urażę żadnej społeczności. Tak naprawdę nie zawiodłam siebie, ludzie się zmieniają i nie można nigdy niczego zakładać jako pewnik. Ja się zmieniłam i wchodzę na nową, szczęśliwszą drogę życia.