Kiedy i w jaki sposób powiedzieć partnerce, że lubię damskie ubrania i bieliznę? Jak się otworzyć przed ukochaną osobą? Czy warto ukrywać to „hobby”? I dlaczego to nie jest dobry pomysł?

Pewnie wielu crossdresserów zadaje sobie te lub podobne pytania. Bardzo trudno żyć w ciągłym ukryciu, chować swoje rzeczy i akcesoria przed spojrzeniem innych domowników. To jak chowanie ważnej części naszego życia, gdy żyjemy z partnerką/żoną pod jednym dachem. Nie wyobrażam sobie współegzystowania z drugą połówką i ukrywania przed nią swoich zainteresowań, nieważne jakie by to były. Moim zdaniem, zdrowy związek powinno się budować na szczerości i zaufaniu. Jeżeli od początku coś zatajamy, to nasze relacje mogą się drastycznie pogorszyć przy nieoczekiwanym „wykryciu”.

Zdaję sobie sprawę, że są różni ludzie na świecie i nie ma uniwersalnej recepty na szczęście czy udany związek. Dlatego chciałabym przedstawić jak to wyglądało z mojej perspektywy. I dlaczego podjęłam takie, a nie inne decyzje oraz gdzie nas, czyli mnie i moją narzeczoną, to zaprowadziło.

Początki

Nasza historia zaczęła się od pewnej aplikacji. Rozmawiało nam się bardzo dobrze przez Internet, przez co po niedługim czasie udało nam się spotkać na pierwszej randce. Potem była kolejna i następne, i następne. Rozwijało się wszystko w dobrym kierunku. Tak dobrym, że po czterech miesiącach moja druga połówka wprowadziła się do mojej kawalerki. Moje przebieranki trochę ustały. W tamtym okresie głowę zaprzątały mi inne, przyjemniejsze rzeczy, a dokładniej ta jedna osoba i dzielenie codziennego życia z nią. Jednak cały czas crossdressing był obecny.

Miałam nadzieję, że dzięki posiadaniu dziewczyny już nie będę musiała się przebierać. A dlaczego piszę „musiała”? Ponieważ jest to moja wewnętrzna potrzeba, której nie jestem w stanie stłumić ani ignorować w stu procentach. Po prostu tak mam i muszę z tym żyć. Teraz to rozumiem i akceptuję, wiem, że jest to integralna część mojej osobowości, ale wtedy jeszcze starałam się z tym skończyć. Jednak bezskutecznie. Ochota na przebieranki przychodziła ze zdwojoną siłą.

Czas powoli mijał, nasz związek układał się wręcz idealnie. Z wyjątkiem tego, że ciągle ukrywałam moje „drugie ja”. Ale wiedziałam, że pojawi się taki moment, w którym nie będzie odwrotu. Zwłaszcza, że planowaliśmy przeprowadzkę do innego miasta. Jak długi był okres od postanowienia, że powiem, do dnia, w którym się to dokonało? Chyba trzy miesiące, jeżeli mnie pamięć nie myli. Szmat czasu, ale zdaję sobie sprawę, że inni mogli nawet dłużej czekać.

Strach

Bałam się. Bałam się odrzucenia, braku akceptacji, niezrozumienia czy nawet końca związku. Byłam gotowa na jakiekolwiek ograniczenia. Chociaż czułam, że moja dziewczyna jest jedną z tych perełek o których można przeczytać w Internecie, że dobrze zareaguje. Ale pewności nigdy nie można mieć. I w końcu nadszedł ten dzień, a dokładniej wieczór. Moje serce zaczęło bić niemiłosiernie. Całe ciało drżało, głos mi się łamał. Bardzo dużo mnie to wyznanie kosztowało. Siedzieliśmy na kanapie, zwróceniu ku sobie i zaczęłam się zwierzać. Opowiedziałam praktycznie wszystko na ten temat, co mi się podoba w damskich ubraniach, bieliźnie i że lubię je zakładać na siebie. Nie wiem dokładnie ile rozmowa trwała. Dla mnie wydawała się wiecznością, każde wypowiadane słowo było wielkim obciążeniem dla mnie. Ale ona się uśmiechała, słuchała wszystkiego uważnie i zadawała kilka pytań. Widziała, ile to dla mnie znaczy. Wszystko zaakceptowała. Żadnych zastrzeżeń, żadnych złośliwości. Okazało się, że znalazłam swoją perełkę. Tego dnia jeszcze nie pokazałam swoich ubrań, nie przebrałam się, to miało nastąpić później.

Wyznanie

A dokładniej tydzień później. Otworzyłam pudełko ze swoimi „skarbami” i wszystko dokładnie zostało przejrzane. I tak jak przy rozmowie, moja dziewczyna się uśmiechała. Powiedziała, że mogę ubrać co chcę. Był to gorący dzień, więc wybrałam małą, czarną sukienkę i szpilki (moje jedyne). Plus naszyjnik. No i bieliznę. To wszystko na początek. Moje nogi nie były wtedy ogolone, peruki też nie miałam. Wyglądałam pewnie pokracznie. Ale jej się podobało. Widziała wtedy moje drugie oblicze, szczęśliwe. I je w pełni zaakceptowała. Poczułam się wspaniale, uczucie pełnej akceptacji było nie do opisania. Moje marzenia się spełniły. Mogłam być w pełni sobą wobec ukochanej osoby. Nic nie musiałam już ukrywać, ogromny ciężar spadł z moich barków.

I zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy mają tak kolorowo jak my. Jednak moim skromnym zdaniem, ukrywanie tego „hobby” nie jest dobrym pomysłem. Ciągłe życie w stresie, brak możliwości bycia sobą w swoim własnym domu nie będą dobrze wpływać na związek. A nieoczekiwane odkrycie może przynieść opłakane w skutkach konsekwencje. Przecież nikt nie chciałby być okłamywanym przez cały okres związku. A tak się czują kobiety, gdy dowiadują się o przebierankach swojego męża po kilku czy nawet kilkunastu latach. Jest to dla nich niemały szok. Czują się oszukane, związały się z mężczyzną, którego tak naprawdę nie znały.

Dlatego uważam, że jako crossdresserzy powinniśmy być szczerzy wobec swoich partnerek i starać się powiedzieć jak najwcześniej się da o naszych zainteresowaniach, żeby uniknąć przykrych sytuacji w przyszłości. Wierzę, że każdy może znaleźć swoją perełkę. I tego życzę każdemu czytelnikowi tego bloga.